piątek, 15 czerwca 2012

Miejsce: Restaurant Gordon Ramsay - Londyn

Chciałbym na blogu dzielić się z Wami również wrażeniami, z miejsc, które odwiedziłem. 
Zaczynam od miejsca wyjątkowego. Restauracja Gordon Ramsay, która od ponad dziesięciu lat, regularnie otrzymuje trzy gwiazdki(maksymalną ilość) w przewodniku Michelina. To najwyższy standard. Miejsce zdecydowanie na szczególną okazję, a taką właśnie było poproszenie Marysi o rękę. Aby zarezerwować stolik musiałem zadzwonić dokładnie dwa miesiące przed preferowaną datą, a minutę po 9 rano telefon był już zajęty. Ale udało się! Ostatni stolik dla dwóch osób, data: 1 czerwca 2009. 
Atmosfera w restauracji była do bólu elegancka. W pewnym momencie obsługiwało nas 10 kelnerów.Pomimo iż restauracja jest malutka, dosłownie kilka stolików, trudno było mówić o intymności. Dosłownie co chwilę ktoś się pytał czy wszystko jest w porządku lub przynosił kolejne dania. Menu było niezwykle proste, a oprócz dań z karty można było zamówić również, tzw. menu degustacyjne. My zdecydowaliśmy się na trzy-daniowy posiłek z karty. Oprócz tego zostaliśmy zaskoczeni kilkoma malutkimi daniami - niespodziankami, których smaku i wyglądu nie zapomnę do końca świata.





Amuse - bouche:
Rożki z musem z avocado
Ziemniaczane płatki z mozzarellą i pesto


Przed przystawką:
Podane na zimno pomidorowe consomme (idealnie sklarowany bulion) 
z langustynką i kawiorem - niesamowite zaskoczenie zupa idealnie przezroczysta z wyraźną nutą pomidorów

Przystawka:
Przegrzebki z patelni z groszkiem, chrupiącym bekonem i jajkiem przepiórczym (chyba najbardziej legendarne danie Gordona; spełniło nasze oczekiwania, było fenomenalne.


Danie główne:
Marysia: Comber jagnięcy z confit z łopatki podane z prowansalskimi warzywami - ciekawe połączenie najlepszego średnio wysmażonego kawałka jagnięciny w zestawieniu z najmniej szlachetną łopatką, gotowaną na wolnym ogniu. Dwie zupełnie różne konstystencje w jednym daniu.
ja:  postarzana polędwica wołowa  z ziemniaczanym fondant, fasolą  i confit z  pomidorków koktajlowych - nic nie trzeba dodawać: najlepszy kawałek mięsa, jaki jadłem.


Deska serów


Przed deserem


Deser:
Marysia: Ravioli z marynowanego ananasa z mango i malinami
Ja: Cylinder z gorzkiej czekolady z kawową granitą i imbirowym musem


podane w suchym lodzie kulki z białej czekolady i truskawek
pralinki ze srebrnym pyłem
kawa 


Bez wątpienia, to było nie tylko jedzenie, ale prawdziwa uczta dla zmysłów. Kolacja trwała ponad 3 godziny, czekała już druga tura gości, więc nasz czas się "skończył". Zostaliśmy wyproszeni w najpiękniejszy możliwy sposób :)Zaproszono nas do samej kuchni mistrza!!! Pierwsze wrażenie: kliniczny porządek, a kucharze pracowici i dokładni jak w laboratorium. Sama kuchnia jest maleńka, a dowodzi nią kobieta i w dodatku moja rówieśniczka. Sam nie wiem czy drżałem z powodu zaręczyn czy może spełnienia marzenia, aby się kiedykolwiek w tej kuchni znaleźć. 
Kolacji tej nie potraktował bym jako jedzenia lecz jako przeżycie, każdy miłośnik gotowania powinien czegoś takiego doświadczyć choćby raz w życiu. 
Niestety nie mam wielu zdjęć z tamtego wieczoru, ale w zamian zamieszczam kilka zdjęć z książki "Gordon Ramsay 3 Star Chef", którą przywiozłem z tamtego wyjazdu.










http://www.gordonramsay.com
      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz